Relacja z trzeciego dnia MFK Wrocław 2017

Data publikacji: 28 maja 2017

Do gali wręczenia Nagrody Wielkiego Kalibru jest tuż, tuż. Emocje więc rosną, choć po nominowanych stresu nie widać. Przeciwnie! Gotowi są do słownych potyczek i tryskają humorem, czego wyraz dali na panelu jurorzy kontra nominowani. To jednak nie wszystkie wydarzenia, jakie przyciągnęły miłośników kryminałów na Festiwal.

 Otwarcie piątkowej serii spotkań należało do profesor Anny Gemry, która – wspierana przez Hannibala Lectera i rzeszę innych czarnych charakterów – opowiedziała nam o psychopatach, dość licznie zaludniających literaturę kryminalną. Brak empatii, uparte dążenie do postawienia na swoim, nieliczenie się z innymi, egoizm i egocentryzm – oto cechy charakteryzujące osobowość psychopatyczną. Liczne przykłady literackich psychopatów nie pozostawiają złudzeń, że choć spotkanie z taką osobą nie musi skończyć się śmiercią, z pewnością skończy się źle. Dobra rada brzmi: nie pozwólcie psychopacie się wami znudzić. Czasami tylko to może uratować wam życie.

 Potencjalni pisarze wciąż mieli przed oczami wspomnienie psychopatki z „Misery” Stephena Kinga, gdy mikrofon przejął reżyser, a od jakiegoś czasu także i pisarz, Janusz Majewski. Autor świetnego kryminału „Czarny mercedes”, osadzonego w czasach okupacji, przybliżył proces opowiadania za pomocą obrazów. Wprowadził nas przy okazji w świat własnych wspomnień, bo gdy wybuchła II wojna światowa, miał osiem lat. W jego głowie wciąż tkwią obrazy z tamtego okresu. Między ważnymi punktami dotyczącymi tworzenia opowieści, takimi jak pomysł, kompozycja czy kreacja postaci, Janusz Majewski dzielił się ciekawostkami związanymi z opisywanym przez niego okresem. Z pewnością wielu zdziwił fakt, że mundury SS projektował Hugo Boss, a w warszawskim getcie w pewnym momencie funkcjonowało około sześćdziesięciu nocnych klubów.

Po tym wykładzie, już po raz drugi w trakcie tegorocznej edycji festiwalu, na fotelu zasiadł Stefan Ahnhem, szwedzki pisarz, którego ambicją jest tworzenie powieści, od których nie można się oderwać. Autor nie należy do tych, którzy starają się złapać czytelników na lep scen przemocy. Praca scenarzysty nauczyła go wycinania niczego nie wnoszących dłużyzn, stara się tworzyć fabuły zmuszające czytelnika do zadawania sobie pytań, intrygujące w każdym rozdziale. Jego misją jest jednak zupełnie co innego. Jako miłośnik muzyki przemyca w powieściach nie tylko te utwory, które są ludziom znane, ale i niezbyt popularne perełki. Gdy czytelnicy dziękują mu za odkrycie dla nich nowych wykonawców, jest to dla niego ogromną nagrodą. Czy dla autora istnieją tematy tabu? Absolutnie nie! Jeśli coś może wzbogacić fabułę, nie rezygnuje z tego. Nawet jeśli mama mogłaby kiepsko zareagować na sceny seksu w treści, jeśli są one uzasadnione, w tekście się znajdą. O reakcję mamy autor pomartwi się później.

Po trzech spotkaniach w Mediatece przenieśliśmy się do Starego Klasztoru. Tłum ludzi opanował salę gotycką, gdzie miała rozpocząć się czwarta edycja „Ostatniego kontaktu. Między światem żywych i umarłych”, inscenizacji z udziałem prokuratorów i innych członków ekipy pojawiającej się na miejscu potencjalnej zbrodni. Tym razem sprawa dotyczyła niejakiego Edka, który wyskoczył z libacji po fajki czy też piwo (zeznania świadków były rozbieżne), ale wyskoczył zbyt dosłownie, bo przez okno, niezbyt malowniczo rozbryzgując się przed wrocławską kamienicą. To dało pretekst rozmowy o tym, jakie czynniki bierze się pod uwagę przy analizie skoku czy upadku, co może stać się z ciałem, a w efekcie: co też przydarzyło się nieszczęsnemu Edkowi. Sprawą zajął się prokurator Skała, gwiazda prokuratury tryskająca dowcipami o rozmnażaniu dzikiego zwierza i niepasujących rękawiczkach O.J. Simpsona. Co stało się z Edkiem? Publiczność zaskoczyła śledczych, głosując na rozwiązanie nieprzewidziane w scenariuszu. A morał z całej historii jest taki, że „Bóg wybacza, trójkąt nigdy”.

Wisienką na torcie piątkowego programu było spotkanie jurorów z autorami nominowanymi do Nagrody Wielkiego Kalibru, poprowadzone przez Michała Nogasia. Mimo powagi sytuacji – wszak błyskotliwa odpowiedź mogła przeważyć szalę i poruszyć twarde serca członków jury – jak zwykle było wesoło. Tradycyjnie wieczór ten należał do Mariusza Czubaja (nominowanego za „R.I.P”), który odpowiadał na pytania swoje, cudze i kierowane do ogółu. Pozostała siódemka nominowanych dzielnie starała się dotrzymać mu kroku, choć nie da się ukryć, że profesor, który od piwa ze swoimi bohaterami woli wypad do pilskiego Misia z Ryszardem Ćwirlejem, był tego wieczoru numerem jeden. Nie tylko dlatego, że potrafi wymyślić chwytliwe tytuły książek, w rodzaju „Czarnego pedofila”.

Wśród starych wyjadaczy w świecie literackim na scenie zasiadł debiutant Bartosz Szczygielski, zaprezentowany jako nieślubne dziecko Mariusza Czubaja i Katarzyny Bondy, który osadził debiutancką „Aortę” w pruszkowskiej rzeczywistości. Tej samej, w której bossa mafii o pseudonimie Kiełbasa zastrzelono pod… sklepem mięsnym. Po raz pierwszy do Nagrody Wielkiego Kalibru nominowano też Annę Kańtoch – za klimatyczną „Łaskę”, w której autorka odchodzi od dobrze jej znanych motywów fantastycznych, dzięki czemu powiększyła grono odbiorców swojej twórczości o miłośników realistycznych kryminałów.

Klasyczny kryminał z dwoma trupami, jednym pościgiem i jednym śledztwem nudzi Artura Baniewicza, który do szczęścia potrzebuje rzeszy trupów. W sensacyjnych „Pięciu dniach ze swastyką” morduje więc bez skrupułów. Autor uważa, że za tę cenę, jaka widnieje na okładkach książek, czytelnikowi należy się spora dawka morderstw. Nie tylko jemu mordowanie w powieściach sprawia frajdę. Do podobnych skłonności przyznała się Marta Guzowska (nominowana za „Chciwość”), która nie tylko lubi mordować, ale i zdradzać swoich bohaterów z innymi. Dlatego, choć stworzyła już dwa kryminalne cykle, pracuje nad kolejnym, z zupełnie innymi postaciami.

Tymczasem Wojciech Chmielarz w „Osiedlu marzeń” burzy iluzję bezpieczeństwa, jaką karmią się mieszkańcy strzeżonych osiedli. Ten autor ma mniej mordercze skłonności od swoich kolegów. We wspomnianej książce zabił tylko trzy osoby, a to przecież niedużo, prawda? Niezbyt wyrafinowane zbrodnie opisywane w większości polskich kryminałów porównał do… bigosu. Czy Ryszard Ćwirlej nominowany za „Śliski interes” liczy swoje ofiary, tego nie wiem, za to wiem już, dlaczego w jego peerelowskim cyklu mamy aż czterech ważnych bohaterów. Wszystko to za sprawą fascynacji serialem „Czterej pancerni i pies”.

 O serialach warto porozmawiać z Marcinem Wrońskim, najzamożniejszym z nominowanych, szczęśliwym posiadaczem telewizora, który jako jedyny ze zgromadzonych widział produkcję, w której Rowan Atkinson gra nie Jasia Fasolę, a komisarza Maigreta. „Portret wisielca” jest siódmą książką nominowaną do Nagrody Wielkiego Kalibru, co u autora absolutnie nie wywołuje znudzenia, choć stało się pewnego rodzaju rutyną.

Nie ma wątpliwości, który z pisarzy otrzymałby nagrodę dla najlepszego pisarza o nazwisku zaczynającym się na „cz” czy wyróżnienie za najciekawszą scenę ornitologiczną. Ale kto dostanie Nagrodę Wielkiego Kalibru? Tego dowiemy się już w sobotni wieczór.

Anna Rychlicka-Karbowska

fot. Max Pflegel

Więcej zdjęć z trzeciego dnia festiwalu

 

Udostępnij

ZOBACZ TAKŻE

Relacja z czwartego dnia MFK Wrocław 2017

29 maja 2017

Relacja z drugiego dnia MFK Wrocław 2017

26 maja 2017

Relacja z pierwszego dnia MFK Wrocław 2017

25 maja 2017