Kulminacja festiwalowych emocji następuje zawsze w sobotę. To właśnie w sobotni wieczór Nagroda Wielkiego Kalibru trafia do rąk autora najlepszej powieści kryminalnej lub sensacyjnej wydanej w ubiegłym roku. Nim jednak ze sceny padło nazwisko szczęśliwca, wzięliśmy udział w trzech interesujących spotkaniach. Gwiazdą jednego z nich była brytyjska pisarka, Alex Marwood.
Niełatwe zadanie stanęło tego dnia przed Anną Misztak, redaktor naczelną portalu Lubimy Czytać. Dziennikarka miała do opanowania cztery postaci z kryminalnej sceny literackiej. Na dodatek cztery postaci nad wyraz wygadane, różniące się charakterem, stylem pracy i poglądami na wiele kwestii. Katarzyna Bonda, Remigiusz Mróz, Jakub Szamałek i Marcin Wroński doskonale bawili się w swoim towarzystwie, to znajdując wspólny język, to dogryzając sobie nawzajem. Wszystko to witane było salwami śmiechu dobiegającego z sali. Publiczność bawiła się doskonale!
Celem tego zgromadzenia była dyskusja na temat Nagrody Czytelników Wielkiego Kalibru, którą każdy z zaproszonych miał przyjemność odebrać. Pełna zgoda zapanowała wśród pisarzy co do tego, że nagroda ta jest bardzo ważna, stanowi dowód tego, że warto pisać i że robi się to dobrze. Rozmowa toczyła się m.in. wokół kwestii finansowych związanych z otrzymaniem nagrody, tempa pisania, czytania książek „konkurencji” czy tworzenia wielotomowych opowieści o jednym bohaterze. Remigiusz Mróz, jako pisarz, który powieści tworzy w tempie iście błyskawicznym (jednocześnie znajdując czas na bieganie, czytanie, udzielanie się w social mediach czy oglądanie seriali), obiecał podzielić się swoimi sposobami na zarządzanie czasem. Salwą śmiechu przywitano komentarz prowadzącej, że książka pewnie pojawi się za tydzień w księgarniach. Wcale by mnie to nie zdziwiło.
Ponadto udało się ustalić, że wszyscy pisarze tworzą w dresach (z wyjątkiem Marcina Wrońskiego, który w tym celu zakłada szlafrok), Jakub Szamałek po pracy zasiada do gier, tłumacząc żonie, że nie jest to przyjemność, lecz konieczność wynikająca z zajęcia polegającego na pisaniu scenariuszy do takich właśnie gier, a Katarzyna Bonda po ukończeniu tetralogii z Saszą Załuską może napisze coś, co w końcu pozwoli jej odpocząć od profilerów.
Po części wesołej przyszedł czas na coś mrocznego. Tradycyjnie cykl festiwalowych wykładów zamknęło wystąpienie prof. Zbigniewa Mikołejki. Tym razem, w wykładzie o enigmatycznym tytule „Oszczerstwo krwi”, profesor przeprowadził nas przez wywołujące dreszcze makabryczne historie o Żydach, którzy wedle plotek i legend mieli porywać chrześcijańskie dzieci, by ich krew wykorzystać do przygotowywania macy. Na przestrzeni wieków różni autorzy dzielili się rozmaitymi teoriami. Wedle jednej z nich, od czasów śmierci Jezusa Żydzi mieli cierpieć na… hemoroidy. Chrześcijańska krew miała ich wybawić od tej wstydliwej dolegliwości. Inna teoria głosiła, że wnętrze czaszki dziecka wykorzystywano do tworzenia smarowidła gwarantującego zbawienie. Można by się śmiać z tych zabobonów, gdyby w mrocznej historii świata nie wiązały się one z pogromami Żydów i dramatami wielu ludzi.
Od mrocznych myśli wybawiło nas pojawienie się Sereny Mackesy, brytyjskiej dziennikarki i pisarki, która – postanowiwszy przerzucić się z pisania komedii romantycznych na kryminały – jako Alex Marwood podbiła serca między innymi polskich czytelników. Do ich rąk trafiły do tej pory trzy mroczne historie. Każda z nich inspirowana jest prawdziwymi zdarzeniami, które pisarka chętnie przytaczała na spotkaniu. Niektóre z nich były naprawdę przygnębiające, jak historia seryjnego mordercy, który ćwiartował swoje ofiary i upychał fragmenty ich ciał w rurach, czy też morderstwa dwuletniego chłopca dokonanego przez dwóch dziesięciolatków. Choć te historie są emocjonalnie ciężkie, a pisarze kryminalni obracają się w mrocznej tematyce, Alex Marwood przyznała, że najlepsze, najzabawniejsze imprezy odbywają się tam, gdzie spotykają się twórcy tego właśnie gatunku (co zdaje się potwierdzać atmosfera panująca na festiwalowej gali – ale o tym za chwilę). Brytyjka opowiedziała nam o tradycjach pisarskich w swojej rodzinie, miłości do kotów i Londynu, kolekcji książek psychologicznych i zdradziła, że w swoich powieściach zdecydowanie ostrzej traktuje bohaterów męskich. Alex Marwood okazała się przesympatyczną, bardzo rozmowną osobą, która po spotkaniu nie tylko rozdawała autografy, ale także z każdym czytelnikiem chętnie zamieniła choć kilka słów, zarażając ogromem pozytywnej energii.
Aż w końcu nadszedł TEN wieczór. Zebraliśmy się wszyscy w sali gotyckiej Starego Klasztoru, by poznać nazwisko laureata Nagrody Wielkiego Kalibru. Nim Irek Grin wyczytał nazwisko szczęśliwcy, przyznano Nagrodę Specjalną im. Janiny Paradowskiej oraz Nagrodę Czytelników Wielkiego Kalibru. Ta pierwsza ma wyjątkowy charakter, bo Janina Paradowska, przewodnicząca jury, odeszła od nas niespełna rok temu. Pożegnaliśmy ją nie minutą ciszy, a gromkimi brawami, które z pewnością dotarły do jej uszu. I z pewnością skomentowała je tak, jak miała w zwyczaju – z odrobiną życzliwej uszczypliwości i szerokim uśmiechem. Pierwsza nagroda jej imienia trafiła w ręce Bartosza Szczygielskiego, debiutanta nominowanego za kryminał „Aorta”.
Nagroda Czytelników Wielkiego Kalibru powędrowała do Ryszarda Ćwirleja. Jego „Śliski interes” podbił serca miłośników kryminałów. Teofil Olkiewicz wypije niejeden toast z tego powodu, choć nagrodę autor zadedykował nie swojej najbardziej charakterystycznej postaci, a żonie, która bardzo pomaga mu w pracy twórczej.
W końcu przyszedł ten moment: poznaliśmy nazwisko pisarza, który zgarnął główną nagrodę. Ze względu na równy, wysoki poziom finałowych powieści, jury pod przewodnictwem prof. Zbigniewa Mikołejki miało nie lada dylemat. Ostatecznie zadecydował głos przewodniczącego. Na scenie w roli zwycięzcy stanął Mariusz Czubaj, nagrodzony za „R.I.P.”. Kapituła doceniła ciekawą formułę powieści, jej międzygatunkowość (połączenie kryminału i westernu) oraz sprawność narracyjną, sztukę opowiadania. Zaskoczony laureat nie przygotował wzniosłej mowy ani charakterystycznego dla niego popisu urodzonego showmana. Skromnie podziękował, dodając, że przy żadnej wcześniejszej powieści nie napracował się tak bardzo, jak przy tej nagrodzonej, i wyraził nadzieję, że jego czytelnicy będą się mniej męczyć w trakcie czytania niż on, pisząc tekst.
Co wydarzyło się po części oficjalnej pozostanie tajemnicą murów Starego Klasztoru. Tymczasem kolejna edycja Międzynarodowego Festiwalu Kryminału przeszła do historii.
Anna Rychlicka-Karbowska
fot. Max Pflegel
28 maja 2017
26 maja 2017
25 maja 2017