Różnorodność. To jedno z tych słów, które doskonale opisuje pierwszy dzień festiwalu, a jeśli spojrzycie na program imprezy, to zobaczycie, że kolejne dni tę teorię potwierdzą. Dzień zaczął się od budzących sporo emocji i rodzących wiele pytań wykładów, a skończył w bardzo imprezowym nastroju, bo nie może być inaczej, gdy do wspólnych śpiewów zachęca Arkadiusz Jakubik.
Tego, że wykłady na Międzynarodowym Festiwalu Kryminału nijak się mają do tych, na których zdarza się przysypiać studentom rozmaitych uczelni, nie muszę chyba tłumaczyć nikomu, kto choć raz trafił na festiwal. Tak było i tym razem, na wykładzie otwierającym tegoroczną edycję imprezy. Słuchacze pytań mieli mnóstwo, a prelegenci cierpliwie wyjaśniali kolejne wątpliwości. Temat był ogromnie ciekawy, bo dotyczył tego, jak teoria prawnokarna ma się do rzeczywistości.
Antropolog sądowa Agata Thannhäuser opowiadała o tym, w jaki sposób wiedzę antropologiczną można wykorzystać w śledztwie. Przyglądając się kształtom małżowin usznych słuchaczy (czy wiecie, że ta niepozorna część ciała daje się scharakteryzować za pomocą… 24 cech?), specjalistka dzieliła się swoimi doświadczeniami, co rusz przytaczając ciekawe anegdoty i przypadki. Co tak naprawdę można wyczytać z monitoringu? Czy da się rozpoznać przestępców na podstawie nagrania z napadu trwającego… 13 sekund? Koniec końców okazuje się, że żeby utrudnić śledczym pracę, lepiej unikać kamer z bankomatów, należy być żwawym, odzianym w płaszcz przeciwdeszczowy, a po dokonaniu przestępstwa przytyć lub schudnąć ze 20 kilo (potraktujcie to jako ciekawostkę, nie instrukcję).
Zajmujący się prawem karnym doktor Rajnhardt Kokot dotrzymał słowa danego słuchaczom w ubiegłym roku i wprowadził nas w tematykę obrony koniecznej, czyli gwarantującej brak odpowiedzialności karnej osobie broniącej się przed napastnikiem. Chyba największym zaskoczeniem była informacja, że zamach, przed którym można się bronić, to nie tylko atak (czyli działanie), ale i zaniechanie. To ostatnie można odnieść choćby do ratownika, który nie śpieszy na pomoc potrzebującemu, choć taka jest jego rola, czy… gości, którzy mimo próśb gospodarza nie chcą opuścić jego domu. Takich zaskoczeń było więcej, a przytaczane historie z życia wzięte doskonale ilustrowały teorię.
Bogatsi o nową wiedzę, ruszyliśmy do Kina Nowe Horyzonty, gdzie czekało na nas spotkanie wokół filmu „Prosta historia o morderstwie”. Przed pokazem filmu Irek Grin przepytał Arkadiusza Jakubika (reżysera) oraz Igora Brejdyganta (scenarzystę) z tego, jak wyglądała ich współpraca i praca związana z tą produkcją. Igor Brejdygant przyznał wprost, że uwielbia łamigłówki i z czymkolwiek by się do niego nie przyszło, on zrobi z tego kryminał. Arkadiusz Jakubik wyznał natomiast, że kino artystyczne go nudzi, więc chętnie sięgnął po motywy kryminalne, by ożywić akcję. Dla przyszłych reżyserów ma dobrą radę: emocje warto zostawić aktorom, a samemu do filmu podchodzić na zimno. W przeciwnym razie może się to skończyć „złamaniem bokserskim”, usztywnieniem dłoni drutami i paradowaniem z temblakiem przez kolejne trzy miesiące.
„Prostą historię o morderstwie” panowie zakwalifikowali jako kino dla widzów inteligentnych i uważnych. Nikt po takiej zapowiedzi sali nie opuścił i całe szczęście, bo to naprawdę dobre kino. Rzeczywiście szkoda, że zakwalifikowane przez dystrybutora jako film niszowy, przeszło bez większego echa.
Po seansie i spotkaniu, wiedząc już, kto zabił i że Arkadiusz Jakubik nie uratuje festiwalu w Opolu, ruszyliśmy do Klubu Proza, by wysłuchać 40 przebojów w wykonaniu duetu Jakubik & Deriglasoff. Krótkie formy muzyczne, często trwające mniej niż minutę, zdają się idealnie wpasowywać w gusta pokolenia tweetów i smsów. To był bardzo żywiołowy występ, w który włączyła się także początkowo nieśmiała publiczność. Arek Jakubik chętnie dzielił się mikrofonem z co bardziej rozśpiewanymi słuchaczami, Olaf Deriglasoff energicznie uderzał w struny gitary, a w finale na scenę wskoczył Irek Grin, szef festiwalu, który dał się namówić na popisy wokalne, mobilizując tym samym zgromadzonych w klubie do pełnienia roli nad wyraz głośnego chórku.
Śmiem twierdzić, że każdy, kto tego wieczoru opuszczał Klub Proza, śpiewał pod nosem:
stoję pod twoim blokiem
w ręce trzymam bro
dzisiaj zło nie zwycięży
dzisiaj zwycięży dobro.
Anna Rychlicka-Karbowska
fot. Max Pflegel
Więcej zdjęć z pierwszego dnia festiwalu
29 maja 2017
28 maja 2017
26 maja 2017