Festiwalowy piątek był pouczający.
W relacji z trzeciego dnia Festiwalu (czyli czwartku) pisałam o tłumach na wykładzie Bogusława Bednarka. Ale pisząc te słowa nie byłam świadoma, że prawdziwe zastępy kryminałomaniaków dopiero nadciągną, na wykład profilera Jana Gołębiowskiego. Dla nomenklaturalnej ścisłości w tym miejscu muszę sama siebie poprawić: Jan Gołębiowski jest przede wszystkim psychologiem policyjnym, który w ramach swych obowiązków przygotowuje również profile seryjnych przestępców.
Przygodę z profilowaniem Gołębiowski zaczął od… „Czerwonego smoka” Thomasa Harrisa (nabytego za równowartość ceny BigMaca wyrażonej jeszcze w starych tysiącach złotych), którego przeczytał jako nastolatek. W książce co prawda nie pada słowo „profiler”, ale powieść zrobiła na nim tak duże wrażenie, że to musiało wrócić. I wróciło. Po studiach, gdy poproszono go o pomoc w rozwikłaniu sprawy serii napadów na stacje benzynowe. I tak się zaczęło.
A jak jest z tym profilowaniem? Otóż Gołębiowski przestrzegł, aby nie myśleć o nim jako o metodzie naukowej, a raczej jako o narzędziu śledczym. Dla niego nie ma tropów bez znaczenia. Cały proces opiera się na interpretacji tego co w aktach, ale i śladów na miejscu przestępstwa, śladów behawioralnych, również fizycznych. Na podstawie tych przesłanek można z grubsza odkryć jakie były relacje sprawcy z ofiarą, czy miejscem dokonania przestępstwa, również jakie miał motywy. Czego natomiast nie da się odkryć? Na przykład wieku, bo wiek psychologiczny nie zawsze pokrywa się z faktycznym. Gołębiowski podał przykład sprawcy, którego ułańska fantazja sugerowała wiek 18-25 lat, tymczasem okazało się, że ma lat 56.
Na koniec był tak zwany przykład z życia: sprawa Gazeciarza, który z plastikowym uzi w jednej ręce i gazetą zasłaniającą twarz w drugiej, napadł na kilkanaście banków w 2007 roku. Początkiem końca jego „błyskotliwej” kariery kasiarza było niepowodzenie w jednym ze SKOK-ów. Po prostu zjawił się w banku za późno, pieniądze już były w sejfie. Sfrustrowany tym faktem Gazeciarz, w sklepie nieopodal, pocieszył się piwem Tatra Mocne. I ta Tatra okazała się kluczowa. Jak wyjaśnił Gołębiowski, koncerny piwowarskie mają bardzo dokładne profile odbiorców poszczególnych produktów. I tak Gazeciarz wpadł. Okazał się być zadłużonym po uszy 38-letnim rolnikiem, który nie chciał opuścić ojcowizny.
Nie mniej pouczającym, choć z zupełnie innych powodów był wykład Marcina Wrońskiego, który podobnie jak profiler Gołębiowski, mógł mówić z własnego doświadczenia. I to zarówno jako pisarz jak i redaktor (aktualnie na redaktorskiej emeryturze). Tematem prelekcji było redaktorstwo detektywne, tytuł trafiający w punkt, bo Wroński nie dość, że porównał redaktora do detektywa (który tropi błędy i niedoróbki rozmaitej maści), to jeszcze skupił się na specyfice opracowywania literatury najbardziej interesującego nas gatunku. To że nie ma książek bezbłędnych, bynajmniej nie oznacza, że powinno się osiadać na laurach. Wroński pokrótce odsłonił kulisy procesu wydawniczego i radził jak powinniśmy pracować z redaktorami poszczególnych szczebli, aby jak najbardziej zminimalizować prawdopodobieństwo błędu, jednocześnie nie tracąc swojej wizji książki.
A potem na scenę wkroczyli szpiedzy! W roli głównej dwoje emerytowanych wywiadowców: Aleksander Makowski i Vincent Severski oraz poniekąd szpieg praktykujący (w wywiadowni gospodarczej) Wojciech Chmielarz. Panel z dużym znawstwem poprowadził Juror Nagrody Wielkiego Kalibru Witold Bereś. A było to wydarzenie z gatunku tych w szczególny sposób interesujących, bo dotykające tajemnicy, kwestii do których na co dzień szary obywatel nie ma dostępu, ba, kwestii o których rzeczony szary obywatel nie ma pojęcia lub się nad nimi w ogóle nie zastanawia. Oczywiście Panowie z przyczyn obiektywnych zbyt wiele nie zdradzili, ale to co powiedzieli wystarczyło, aby poczuć ciężar gatunkowy szpiegostwa.
A szpiegostwo, wbrew pozorom, w dobie satelitów, internetu i mediów elektronicznych miewa się doskonale, być może nawet lepiej niż kiedykolwiek do tej pory. Według słów Severskiego jest dobrem narodowym i dowodem suwerenności państwa. Zapewne nikogo nie zaskoczy, że prawdziwymi mistrzami w tej dziedzinie są Rosjanie, toteż niemal każda sprawa o skomentowanie której prosił Bereś, prędzej czy później ocierała się o GRU i FSB.
Jedną z dziedzin, którą Rosjanie opanowali do perfekcji jest prowokacja polityczna, ale na znacznie bardziej wyrafinowanym poziomie niż (w cudzysłowie) podrzucić gdzieś trupa i zobaczyć co z tego wyniknie. Rosyjski wywiad monitoruje i na bieżąco analizuje sytuacje międzynarodową (na przykład w Polsce) pod kątem tego co mogą dla siebie ugrać. Panowie zasugerowali, że z dużą dozą prawdopodobieństwa słynny wrak samolotu wróci do Polski w przededniu wyborów w 2015 roku. Łatwo odgadnąć, co wówczas zdominuje debatę publiczną (i nie będą to raczej wybory).
Poruszona została również kwestia Edwarda Snowdena (według Makowskiego Snowden jest agentem rosyjskim; pytanie brzmi czy zgłosił się sam jako oferent, czy został zwerbowany, a całe zamieszanie to klasyczna burza w szklance wody i wielki sukces FSB zarazem, bo obnażone zostało łamanie demokracji w USA, co jest głównym celem Rosji) i Wiktora Suworowa (który według Severskiego nie był nigdy szpiegiem; to przyuczony czołgista, który jednak robi świetny PR dla Rosjan, bo pokazuje tamtejszy wywiad jako maszynę nie do zatrzymania).
Wisienką na torcie czwartego dnia MFK było starcie Jurorzy kontra Nominowani, które w porównaniu do tych z lat ubiegłych, tym razem miało dość nieuporządkowaną strukturę. Nawet znani ze swej surowości Jurorzy, byli wyjątkowo łagodnego usposobienia, nikomu specjalnie głowy nie zmyli (w odróżnieniu od roku ubiegłego, gdy wytykaniu błędów końca nie było), a dyskusja (o dziwo) zamiast się toczyć nad nominowanymi powieściami, zaczęła krążyć wokół kondycji powieści kryminalnej w Polsce. W pewnym momencie doszło do swoistego paradoksu: to nie Nominowali tłumaczyli się ze swych książek, tylko Jurorzy z nominacji.
Zatem tym bardziej trudno odgadnąć kto otrzyma Nagrodę Wielkiego Kalibru.
Zofia Jurczak
Zdjęcia Max Bruno Pflegel. Więcej zdjęć na Facebooku .