Relacja z piątego dnia MFK Wrocław 2015

Data publikacji: 26 maja 2015

Z ostatniej chwili: Kogo dopadł gniew, a kogo błyskawiczna wypłata? Martwe popołudnie przeszło w emocjonujący wieczór, kiedy to nastąpiło przejęcie statuetki i czeku przez laureata Nagrody Wielkiego Kalibru, Wojciecha Chmielarza! To nie jest kwestja krwi ani znajomości, tu trzeba było napisać prawdziwy pochłaniacz uwagi czytelników! Tak uczyniła Katarzyna Bonda, którą docenili czytelnicy.

Stara maksyma głosząca, że do trzech razy sztuka, na tegorocznej gali wręczenia Nagrody Wielkiego Kalibru znalazła swoje uzasadnienie. Urwany guzik prowadzącego galę Irka Grina, przyniósł szczęście Wojciechowi Chmielarzowi. Nominowany już po raz trzeci, tym razem z Wrocławia wyjedzie z miną szczęśliwego zwycięzcy i cięższą walizką (statuetka naprawdę sporo waży, sprawdziłam!).

Janina Paradowska oznajmiła, że znajdujące się pod jej przewodnictwem jury zdecydowało nie czekać aż autor „Przejęcia”  dotrze do dziewiątej części przygód komisarza Mortki. Postanowili pójść na całość i nagrodzić go już po trzecim tomie (dla przypomnienia, ubiegłoroczny laureat Marcin Wroński, otrzymał siedem nominacji za tyle samo tomów cyklu o Żydze Maciejewskim i dopiero ta ostatnia przyniosła mu nagrodę). Polecamy czytelnikom „bardzo dobrze napisaną powieść kryminalną” mówiła przewodnicząca jury, dodając, że tym samym skład sędziowski  uczynił laureata człowiekiem wolnym. Otrzymawszy nagrodę, może już spokojnie zamknąć cykl i zmienić bohatera.

Wśród pozostałych laureatów znalazł się Håkan Nesser (Honorowa Nagroda Wielkiego Kalibru), Małgorzata Sobieszczańska (jedyna debiutantka w tym gronie została nagrodzona roczną prenumeratą miesięcznika „Polityka” ufundowaną przez Janinę Paradowską) oraz Katarzyna Bonda, której fani stanęli na wysokości zadania i dzięki nim Nagroda Czytelników Wielkiego Kalibru powędrowała w jej ręce.

W tym roku, po raz pierwszy, gala wręczenia Nagrody Wielkiego Kalibru odbyła się w Starym Klasztorze. Większa scena, to więcej możliwości – wieczór uświetnił więc koncert zespołu Oczi Cziorne z gościnnym występem Marcina Świetlickiego, autora najseksowniejszego w historii muzyki, wymruczanego do mikrofonu „miau”.

Galę poprzedziły wydarzenia, które niejednemu zapadną w pamięci na dłużej. Młodsi czytelnicy w ramach Detektywistycznego Pasma Dziecięcego zorganizowanego we współpracy z Festiwalem Literatury dla Dzieci spotkali się z Agnieszką Stelmaszyk (autorką „Kronik Archeo”, idealnych podręczników dla małych detektywów) i Joanną Jodełką mającą na koncie nie tylko kryminały dla dorosłych, ale i dla młodzieży.

Na czytelników nieco starszych czekały dwa interesujące spotkania autorskie oraz wykład prof. Zbigniewa Mikołejki. Ten ostatni, to już festiwalowa tradycja i trudno sobie wyobrazić program bez wystąpienia profesora i wysłuchania jego makabrycznych historii. Tym razem wykład nosił tytuł „Inne zmartwychwstanie: porywacze ciał” i uzupełnił wiedzę słuchaczy na temat tego jak przed wiekami anatomowie pozyskiwali ciała do badań i co może się stać, gdy po śmierci traci się głowę.

Sobota przyniosła możliwość spotkań z dwoma autorami zagranicznymi.

David Hewson pochodzi z Wielkiej Brytanii, z miejsca, w którym rządzą silne kobiety, co stało się inspiracją do stworzenia postaci detektyw Sarah Lund znanej z cyklu „Dochodzenie”.

Autor opowiadał o Sarze (i jej charakterystycznych swetrach) oraz pozostałych swoich bohaterach, o inspiracjach, o tym, dlaczego nie napisze powieści o Wrocławiu i co najbardziej urzekło go w polskim mieście (jedzenie!). Wśród swych mistrzów kryminalnych wymienił m.in. A. C. Doyle’a, a jego muzyczne zainteresowania krążą wokół „rocka dla starszych panów”. Udało się też ustalić, że autor nie jest drugim Danem Brownem (choć powieść, która ukaże się u nas już niebawem, dotyczy Kościoła), nigdy nie napisze książki o Islamie (nie ze strachu, a dlatego, że jest to obcy mu świat) i że nie ma idealnej adaptacji sztuk Szekspira, bo każdą można interpretować na różne sposoby (autor wie, co mówi, bo sam takimi adaptacjami się zajmuje). David Hewson poruszył także bardzo ważną kwestię braku nieanglojęzycznej literatury w brytyjskich księgarniach.

Spotkanie z Brytyjczykiem okazało się bardzo ciekawe, ale to Håkan Nesser wzbudził emocje wykraczające daleko poza te, jakie zwykle łączą pisarzy i ich czytelników. Szwed okazał się osobą otwartą, sympatyczną, z dużym poczuciem humoru i znajomością języka polskiego zdecydowanie wykraczającą poza standardowe „dzień dobry” i „dziękuję”. Flesze błyskały, miejsc siedzących zabrakło, tłumaczka uwijała się jak w ukropie.

Pojawiały się pytania poważne i niepoważne, teorie ciekawe i wyznania zaskakujące. Jako, że na sali obecna była Katarzyna B., słynna polska pisarka kryminałów oraz psychofanka Håkana Nessera, nie obyło się bez wzruszających wyznań. Kocham pana! – padło z widowni.

Ponadto wiemy już m.in. co Mariusz Czubaj musi zrobić, żeby zaistnieć na rynku skandynawskim (napisać książkę,  odczekać dziesięć lat, aż minie boom na tamtejszą literaturę i z gotową książką wskoczyć w powstałą niszę), dlaczego czytelnicy w dzieciństwie sięgający po Astrid Lindgren (ulubioną pisarkę Nessera z lat młodości) w dorosłości czytają szwedzkie kryminały (ach, ta tęsknota za krajobrazami północnej Europy) i od czego zacząć pisanie książki (od przeczytania tysiąca innych).

Spotkanie zakończyła maksyma wygłoszona przez jego bohatera: Nigdy, przenigdy, nie ufaj pisarzowi. A później były uściski dłoni, zdjęcia, autografy… Bez wątpienia, kto jeszcze książek Nessera nie czytał, ten po spotkaniu szybko to nadrobi.

Anna Rychlicka-Karbowska
Zdjęcia Max Pflegel

Udostępnij